* kursywą pisane myśli
Podzielone na dwie części
"NAUCZYCIEL"
Ksardas przemierzał szybkim krokiem zamkowe korytarze. Jego kochany uczeń miał dziś ożenek. I jako najbliższy doradca króla, i nauczyciel przyszłego monarchy miał za zadanie, przygotować wszystko na ceremonie.
Sam podjął się tego zadania, doskonale wiedział jak temu sprostać, to nie był jego pierwszy ślub w życiu, jednak ten był wyjątkowy. Miał połączyć dwa królestwa, które w momencie zawarcia tego aktu staną się potęgą. Wszystko powinno być perfekcyjne. Bez skazy.
Z wielkim hukiem otworzył drzwi sali bankietowej, w której miało odbyć się wesele, służki krzątały się po całej komnacie, kończąc wszystkie prace. Na stołach było wystawione srebro, naczynia przygotowane na potrawy, które miały zostać podane tuż przed ucztą. Swe kroki skierował do kuchni, miedzy tabunem ludzi będących w pomieszczeniu wypatrzył szefa kuchni.
-Mater, jak Ci idzie..?
-Oh, hrabio, idzie bardzo dobrze zaraz na stoły podamy ciasta, i inne wyroby, a tuż przed samą uroczystością, wszystkie przekąski, danie główne gdy goście zaczną się zbierać.się już przy stołach.
-Bardzo dobrze, licze na Ciebie, jak zawsze. - Uśmiechnął się pokrzepiająco, do mężczyzny.
Przeszedł przez kolejne drzwi, kierując swe kroki do komnat króla.
-Hrabio !- Odwrócił się błyskawicznie, wyczekując jakiś złych wieści. - Książę Panami zaraz będzie na zamku.
-Zaraz sprowadzę króla, idź i przygotuj wszystkich, na czas jego pobytu tutaj prosze Cię abyś stał się sługą księcia.
-Tak jest, już mnie nie ma.
Przemierzał szybkim krokiem korytarze, jego ręce zaczęły się delikatnie pocić, skoro przybył kuzyn Księcia, to znaczy że w jego świecie musi być też jego nauczyciel. Po cichu liczył na to, że następca tronu Smoka nie przybędzie, zaoszczędziło by mu to kilku zdań wyjaśnienia, pewnemu szlachcicowi.
Westchnął ciężko, i zapukał w mosiężne drzwi.
-Proszę!- Uchylił drzwi i schylił się delikatnie.
-Królu, przybył Twój siostrzeniec Książę Panami.
-Zaraz się tam pojawię, powiadom mojego syna. - Skłonił sie jeszcze raz i opuścił komnatę.
Nic teraz nie mogło rozpraszać jego uwagi, sprawy swej osoby schodził na drugi bok, wszystko ma być idealne, bez zarzutu.
-Książę, właśnie do Ciebie zmierzałem, chciałem Cie poinformować że Twój kuzyn przybył, i Twój Ojciec Król, każe zejść i go przywitać.
-Oczywiście Ksardasie, proszę udaj sie tam ze mną.
-Wasza wysokość, sądzę że lepiej by było gdybym udał się do swoich obowiązków, tyle jeszcze do zrobienia.
-Przypominam Ci, że jednym z obowiązków prawej ręki Króla, jest witanie dalszej części rodziny królewskiej, więc nie wykręcaj się mi, i choć.
-Jak sobie życzysz..
Chciał aby droga prowadząca do wyjścia ciągnęła się jak najdłużej. Niestety przyszły władca pędził na spotkanie ze swym kuzynem, a on musiał dotrzymać mu kroku. Na zewnątrz wyszli w momencie gdy na plac zaczęła wjeżdżać kareta, za karetą.
Rodzina Królewska stanęła na samym przodzie, witając przybyłych gości. Książęta które w latach swego dzieciństwa spędzały ze sobą wiele czasu radośnie rzucili się sobie w ramiona. Iście rozkoszny widok.
Nauczyciel patrzył na swojego wychowanka z zadowoleniem na ustach, uczył go że powinno się przestrzegać wszystkich reguł, ale tam gdzie można trzeba było okazywać jak najwięcej uczuć.
Stał z boku i przyglądał się wszystkim po kolei, na swoje szczęście nie zauważył nigdzie znajomej twarzy. Wygląda na to, że nie było tu mężczyzny którego przybycia się bał. Westchnął, czuł się jakby całe powietrze z niego zeszło, a co jeśli coś mu się stało, i nie mógł dojechać, jeśli zginął, i czemu nikt go o tym nie poinformował? Jego serce ogarnął ogromny strach, i ból. Nie mogło mu się przecież nic stać, nie chciał sie z nim spotkać, ale chciał aby żył.
Jego oczy wypełniły niechciane łzy, nic mu się nie mogło stać.
-Panie. - Skierował się do władcy. - Czy mógłbym prosić o godzinę dyspensy, nie czuje się najlepiej.- Aktualny król, a także jego bliski przyjaciel spojrzał na niego marszcząc brwi. Jakby czytając mężczyźnie w myślach skinął głową, i położył mu rękę na ramieniu.
-Spokojnie Ksardasie, odpocznij tyle ile musisz.
-Dziękuję. - Nie chciał podnosić głowy, nie chciał przed nikim ukazać swoich łez. To była jego słabość, mimo mijających lat, i myśli jak bardzo chce nienawidzić tego mężczyznę serce wciąż go kochało.
Przemierzał szybkim krokiem korytarz, a z każdym krokiem jego serce mówiło ze oddalał się od czegoś bardzo, bardzo ważnego. Czuł jakby coraz bardziej tracił fragmenty swojej duszy, któe z tak wielkim trudem starał się z powrotem poukładać.
Wszedł do swej komnaty, i podszedł do ogromnej szafy, otworzył ją i sięgnął na samo dno, wyciągając niewielką szkatułkę. Postawił ją delikatnie na stole, jakby bał się ze może w każdej chwili rozlecieć się w mak. Otworzył ją i wyjął z niej biały jedwabny szal. Ze względu na to jak długo przeleżał w szafie stracił zapach jego ukochanego, teraz pachniał drewnem i starymi ubraniami, mimo to przyłożył go do nosa i położył się na łóżku.
Wróć.. Kolejna fala zalała jego lica.
Nie tak chciał to zakończyć, płakał dopóki sen nie ukoił jego skruszonego serca.
C.D.N.
Sam podjął się tego zadania, doskonale wiedział jak temu sprostać, to nie był jego pierwszy ślub w życiu, jednak ten był wyjątkowy. Miał połączyć dwa królestwa, które w momencie zawarcia tego aktu staną się potęgą. Wszystko powinno być perfekcyjne. Bez skazy.
Z wielkim hukiem otworzył drzwi sali bankietowej, w której miało odbyć się wesele, służki krzątały się po całej komnacie, kończąc wszystkie prace. Na stołach było wystawione srebro, naczynia przygotowane na potrawy, które miały zostać podane tuż przed ucztą. Swe kroki skierował do kuchni, miedzy tabunem ludzi będących w pomieszczeniu wypatrzył szefa kuchni.
-Mater, jak Ci idzie..?
-Oh, hrabio, idzie bardzo dobrze zaraz na stoły podamy ciasta, i inne wyroby, a tuż przed samą uroczystością, wszystkie przekąski, danie główne gdy goście zaczną się zbierać.się już przy stołach.
-Bardzo dobrze, licze na Ciebie, jak zawsze. - Uśmiechnął się pokrzepiająco, do mężczyzny.
Przeszedł przez kolejne drzwi, kierując swe kroki do komnat króla.
-Hrabio !- Odwrócił się błyskawicznie, wyczekując jakiś złych wieści. - Książę Panami zaraz będzie na zamku.
-Zaraz sprowadzę króla, idź i przygotuj wszystkich, na czas jego pobytu tutaj prosze Cię abyś stał się sługą księcia.
-Tak jest, już mnie nie ma.
Przemierzał szybkim krokiem korytarze, jego ręce zaczęły się delikatnie pocić, skoro przybył kuzyn Księcia, to znaczy że w jego świecie musi być też jego nauczyciel. Po cichu liczył na to, że następca tronu Smoka nie przybędzie, zaoszczędziło by mu to kilku zdań wyjaśnienia, pewnemu szlachcicowi.
Westchnął ciężko, i zapukał w mosiężne drzwi.
-Proszę!- Uchylił drzwi i schylił się delikatnie.
-Królu, przybył Twój siostrzeniec Książę Panami.
-Zaraz się tam pojawię, powiadom mojego syna. - Skłonił sie jeszcze raz i opuścił komnatę.
Nic teraz nie mogło rozpraszać jego uwagi, sprawy swej osoby schodził na drugi bok, wszystko ma być idealne, bez zarzutu.
-Książę, właśnie do Ciebie zmierzałem, chciałem Cie poinformować że Twój kuzyn przybył, i Twój Ojciec Król, każe zejść i go przywitać.
-Oczywiście Ksardasie, proszę udaj sie tam ze mną.
-Wasza wysokość, sądzę że lepiej by było gdybym udał się do swoich obowiązków, tyle jeszcze do zrobienia.
-Przypominam Ci, że jednym z obowiązków prawej ręki Króla, jest witanie dalszej części rodziny królewskiej, więc nie wykręcaj się mi, i choć.
-Jak sobie życzysz..
Chciał aby droga prowadząca do wyjścia ciągnęła się jak najdłużej. Niestety przyszły władca pędził na spotkanie ze swym kuzynem, a on musiał dotrzymać mu kroku. Na zewnątrz wyszli w momencie gdy na plac zaczęła wjeżdżać kareta, za karetą.
Rodzina Królewska stanęła na samym przodzie, witając przybyłych gości. Książęta które w latach swego dzieciństwa spędzały ze sobą wiele czasu radośnie rzucili się sobie w ramiona. Iście rozkoszny widok.
Nauczyciel patrzył na swojego wychowanka z zadowoleniem na ustach, uczył go że powinno się przestrzegać wszystkich reguł, ale tam gdzie można trzeba było okazywać jak najwięcej uczuć.
Stał z boku i przyglądał się wszystkim po kolei, na swoje szczęście nie zauważył nigdzie znajomej twarzy. Wygląda na to, że nie było tu mężczyzny którego przybycia się bał. Westchnął, czuł się jakby całe powietrze z niego zeszło, a co jeśli coś mu się stało, i nie mógł dojechać, jeśli zginął, i czemu nikt go o tym nie poinformował? Jego serce ogarnął ogromny strach, i ból. Nie mogło mu się przecież nic stać, nie chciał sie z nim spotkać, ale chciał aby żył.
Jego oczy wypełniły niechciane łzy, nic mu się nie mogło stać.
-Panie. - Skierował się do władcy. - Czy mógłbym prosić o godzinę dyspensy, nie czuje się najlepiej.- Aktualny król, a także jego bliski przyjaciel spojrzał na niego marszcząc brwi. Jakby czytając mężczyźnie w myślach skinął głową, i położył mu rękę na ramieniu.
-Spokojnie Ksardasie, odpocznij tyle ile musisz.
-Dziękuję. - Nie chciał podnosić głowy, nie chciał przed nikim ukazać swoich łez. To była jego słabość, mimo mijających lat, i myśli jak bardzo chce nienawidzić tego mężczyznę serce wciąż go kochało.
Przemierzał szybkim krokiem korytarz, a z każdym krokiem jego serce mówiło ze oddalał się od czegoś bardzo, bardzo ważnego. Czuł jakby coraz bardziej tracił fragmenty swojej duszy, któe z tak wielkim trudem starał się z powrotem poukładać.
Wszedł do swej komnaty, i podszedł do ogromnej szafy, otworzył ją i sięgnął na samo dno, wyciągając niewielką szkatułkę. Postawił ją delikatnie na stole, jakby bał się ze może w każdej chwili rozlecieć się w mak. Otworzył ją i wyjął z niej biały jedwabny szal. Ze względu na to jak długo przeleżał w szafie stracił zapach jego ukochanego, teraz pachniał drewnem i starymi ubraniami, mimo to przyłożył go do nosa i położył się na łóżku.
Wróć.. Kolejna fala zalała jego lica.
Nie tak chciał to zakończyć, płakał dopóki sen nie ukoił jego skruszonego serca.
C.D.N.